[Msza o] Trójcy Świętej.
11 Wtorek [12 II] - W modlitwie po przebudzeniu z wielkim natężeniem [uczucia], doznając oświeceń i łez, nie mogłem zaprzestać dziękować Bogu, Panu naszemu, za tak wielkie dobrodziejstwo otrzymane i za taką jasność, iż nie można tego wyrazić. Potem kiedym wstał [z łóżka], gorącość wewnętrzna i pobożność, której doznawałem dalej trwała. A kiedym sobie przypominał to tak wielkie dobro otrzymane, odczuwałem poruszenie do nowej pobożności rosnącej i do łez. A gdym w tym stanie szedł odwiedzić Don Francisca, u niego i potem w drodze powrotnej nie utraciłem tej gorącości i natężenia miłości.
(Potem przezwyciężając pewną myśl albo pokusę, która mię naszła o świtaniu, ażeby mieć dochody tylko dla kościoła, doznałem wielkiej jasności i oświeceń i wielkiej pobożności, i byłem zdecydowany raz na zawsze tę myśl zwalczyć, w wielkim spokoju, ze znajomością rzeczy i z dziękczynieniem względem Osób Boskich, doznając równocześnie wielkiej pobożności. Okazją do tego, że wstałem od modlitwy, żeby nakazać milczenie, była albo nie była sprawa [hałasu] w sali. Potem idąc odprawić mszę i podczas mszy miałem wrażenie, że gorącość wewnętrzna walczyła z burzą od zewnątrz i jasno widziałem, że dobro szło od wewnątrz, zło zaś od zewnątrz. W czasie mysz gorącość i niejaka pobożność, a nie chłód, ale zakłócenie ze strony tych, co byli w [sąsiedniej] sali i od tego, co słuchał mszy. Skończywszy mszę i rzecz całą zbadawszy pozostałem tam siedząc spokojny i z pobożnością wewnętrzną). (...)
[Msza] o Imieniu Jezus.
13 Czwartek [14 II] - Podczas zwykłej modlitwy, nie widząc Pośredników w ten sam sposób, [doznałem jednak] wielkiej pobożności i uniesienia ducha i szczególnego pokoju nie bez łez i poruszeń wewnętrznych. Potem przed mszą, w czasie i po mszy obfitość łez, pobożność i wielkie łkanie; wiele razy nie mogłem mówić, bo traciłem mowę, a to z wieloma oświeceniami duchowymi. Znajdowałem wielkie dostęp do Ojca wymawiając jego imię, jak się jej wymawia we mszy, i miałem wielką pewność albo nadzieję, że odzyskam to, co utraciłem, bo odczuwałem, jak Syn przychylnie skłania się do wstawiania się [za mną] i świeci także, a widziałem to w taki sposób, że nie można tego opisać, podobnie jak i inne rzeczy nie dadzą się wyrazić. Żadnej wątpliwości o pierwszym ofiarowaniu uczynionym itd. (...)
[Msza] o Trójcy Świętej i koniec
(...) Potem podczas przygotowania ołtarza i ubierania się w szaty [liturgiczne] przyszły mi te słowa: Ojcze Przedwieczny, utwierdź mię! Synu Przedwieczny, utwierdź mię! Duchu Święty Przedwieczny, utwierdź mię! Trójco Święta, utwierdź mię! Boże mój jedyny, utwierdź mię! Z wielką siłą i pobożnością i ze łzami powtarzałem to wiele razy i głęboko to odczuwałem w duszy i mówiłem: Ojcze Przedwieczny, czyż mię nie utwierdzisz/ - tak jakbym był tego pewny. I to samo [mówiłem] do Syna i do Ducha Świętego. (...)
W tymże dniu, gdym szedł przez miasto z wielką radości wewnętrzną, miałem przed oczyma obraz Trójcy Przenajświętszej pod postacią już to trzech stworzeń rozumnych, już to trojga zwierząt, już to innych trzech rzeczy i tak dalej.
[Msza] o Trójcy Świętej 2.
(...) Doznawałem też takich oświeceń duchowych, iż mi się zdawało, że tak [wszystko] pojmuję, jakby już nie było nic więcej do poznania w przedmiocie Trójcy Przenajświętszej. A przyczyną tego było to, że przedtem chcąc znaleźć pobożność w Trójcy Świętej nie chciałem już szukać ani znaleźć w modlitwie do Ojca i nie przykładałem się do tego, bo mi się zdawało, że nie ma pociechy ani nawiedzenia w Trójcy Przenajświętszej. Ale w tej mszy poznałem, odczułem albo zobaczyłem, Dominu scit, że gdy się mówi do Ojca, gdy się widzi, że jest on Osobą Trójcy Przenajświętszej, że [to] pociąga do miłości całej Trójcy, i to tym bardziej, że inne Osoby są w nim co do istoty. To samo odczuwałem w modlitwie do Syna, to samo w modlitwie do Ducha Świętego, radując się każdą [z Osób Boskich], doznając pociech i przypisując je [wszystkim trzem Osobom] i weseląc się, że pochodzą one od wszystkich trzech. A rozwiązanie tej trudności lub czegoś podobnego wydało mi się rzeczą tak wielkiej wagi, że nie przestawałem mówić o sobie do siebie samego. Któż ty jesteś? Skąd itd.? Na co ty zasługujesz? albo: Skądże ci to? itd.
[Msza] o Trójcy Świętej 5.
I wydawało mi się w pewien sposób, że jest to [dziełem] Trójcy Przenajświętszej, że Jezus dawał mi się widzieć lub odczuć; i przypomniała mi się ta chwila, kiedy Ojciec przyłączył mię do Syna. (...)
Potem w ciągu dnia ilekroć wspominałem na Jezusa, albo on sam mi się przypominał, miałem pewne odczucie albo widzenie w umyśle, w ciągłej pobożności i potwierdzeniu. (...)
Po posiłku, a szczególnie gdym przekroczył bramę Wikariusza [Miasta] i wszedłem do domu [kardynała] Trany, miałem odczucie lub widzenie Jezusa, dużo poruszeń wewnętrznych i dużo łez. Prosiłem i błagałem Jezusa, żeby mi wyjednał przebaczenie u Trójcy Przenajświętszej. Uspokoiłem się, odczuwają w sobie wielką ufność, że je uzyskam. We wszystkich tych chwilach była we mnie tak wielka miłość, gdym Jezusa odczuwał lub widział, iż zdawało mi się, że odtąd żadna rzecz nie może się zdarzyć, która mogłaby mię albo odłączyć od niego, albo skłonić do wątpienia o łaskach lub o uzyskanym potwierdzeniu. (...)
[Msza] o Trójcy Świętej 6.
(...) Potem wszedłem do kaplicy i odczułem na modlitwie albo raczej zobaczyłem w sposób przekraczający siły naturalne i Trójcę Przenajświętszą i Jezusa, który mi się jawił albo mię stawiał [przed Trójcą], albo był mi pośrednikiem u Trójcy Przenajświetszej, aby ta wizja intelektualna była mi udzielona. W tym odczuciu lub widzeniu zalewałem się łzami miłości. Zwracałem się cały do Jezusa i do Trójcy Przenajświętszej z uszanowaniem i czcią, bardziej bliską miłości pełnej czci niż czemukolwiek innemu przeciwnemu. (...)