List o doskonałości

[Inwokacja]
Łaska i wieczna miłość Chrystusa, naszego Pana, niech nam zawsze sprzyja i będzie naszą pomocą. Amen.

[Wstęp]
Z listów magistra Szymona, a także Santa Cruz[1] mam na bieżąco wiadomości o Was wszystkich. Bóg, od którego pochodzi wszelkie dobro, wie, ile pociechy i radości dają mi wieści o tym, że on Was wspomaga zarówno w nauce, jak i w cnotach. Ta dobra opinia zachęca i buduje wielu, nawet w krajach bardzo odległych od Waszej ojczyzny. Jeśli każdy chrześcijanin powinien się tym cieszyć ze względu na wspólny nam wszystkim obowiązek miłowania chwały Boga i dobra człowieka, jego obrazu, odkupionego za cenę krwi i życia Jezusa Chrystusa, to istnieje, zwłaszcza dla mnie, wiele powodów do radości w Panu naszym, gdyż jestem tak bardzo zobowiązany do okazywania Wam szczególnego uczucia. Za wszystko niech będzie zawsze błogosławiony i wychwalany Stwórca i Odkupiciel nasz, z którego nieskończonej hojności wypływa wszelkie dobro i łaska. Oby zechciał otwierać Wam z każdym dniem coraz obficiej źródło swego miłosierdzia w celu pomnożenia i prowadzenia dalej tego, co rozpoczął w Waszych duszach. Nie wątpię, że dokona tego dzięki swej najwyższej dobroci, która tak bardzo pragnie udzielać swych dóbr, i dzięki swej wiecznej miłości, która o wiele bardziej skłonna jest do udzielenia nam doskonałości, niż my do jej przyjęcia. Gdyby było inaczej, Jezus Chrystus nie zachęcałby nas do tego, co tylko z jego ręki możemy otrzymać: „Bądźcie doskonali, jak doskonały jest nasz Ojciec niebieski”  (Mt 5, 48).

Jest rzeczą pewną, że [Bóg] ze swej strony jest gotów dawać, byleby tylko z naszej strony nie zabrakło pokory i pragnienia – jakby naczynia gotowego na przyjęcie jego łaski i byleby widział, że należycie korzystamy z otrzymanych darów i że gorliwie i pilnie prosimy o jego łaskę.

[Część I – Pobudki i zachęty do gorliwości
1. Wzniosłość powołania]

Nie przestanę w tym względzie dodawać bodźca nawet tym spośród Was, którzy już biegną. Mogę Wam bowiem powiedzieć jako rzecz pewną, że powinniście dać z siebie wszystko w nauce i cnocie; jeżeli chcecie odpowiedzieć na oczekiwanie tak wielu ludzi nie tylko w tym królestwie, lecz także w wielu innych stronach. Oni to widząc pomoce i wszelkiego rodzaju środki zewnętrzne i wewnętrzne, których Wam Bóg udziela, oczekują słusznie jakiegoś rzeczywiście niezwykłego owocu. Tak wielkiemu więc zobowiązaniu czynienia dobrze, które na Was ciąży, nie zadośćuczyni żadna rzecz przeciętna. Przypatrzcie się Waszemu powołaniu,  a zobaczycie, że to, co w wypadku innych nie byłoby mało, w Waszym wypadku nie wystarczy. Bóg przecież nie tylko wezwał Was „z ciemności do swego przedziwnego światła” (1 P 2, 9) i „przeniósł do królestwa umiłowanego swego Syna” (Kol 1, 13), tak jak wszystkich innych wiernych, lecz także, byście lepiej zachowali czystość duszy i uzyskali miłość bardziej jednoczącą w rzeczach duchownych dotyczących jego służby, zechciał Was wyrwać z niebezpiecznego morza tego świata, aby sumienie Wasze nie było narażona na niebezpieczeństwo wśród burz, które w nim zwykł wywoływać wiatr pragnienia majątków, zaszczytów, czy przyjemności lub przeciwnie wiatr lęku, by tego wszystkiego nie stracić.

Ponadto, by Wasz umysł i miłość nie zajmowały się rzeczami przyziemnymi i nie rozpraszały się na różne strony, Bóg zechciał, byście wszyscy zjednoczeni mogli się poświęcić celom, dla których Was stworzył, mianowicie szerzeniu jego czci i chwały, Waszemu osobistemu zbawieniu oraz niesieniu pomocy Waszym bliźnim.

I chociaż ku tym celom kierują się wszystkie instytuty życia chrześcijańskiego, to jednak Bóg Was powołał do takiego właśnie, gdzie nie tylko przez zachowanie tego, co obowiązuje innych ludzi, lecz nadto całym Waszym życiem i wszystkimi jego czynnościami powinniście składać z siebie ciągłą ofiarę na chwałę Boga i dla zbawienia bliźnich, przyczyniając się do tego nie tylko przez przykład i gorące modlitwy, lecz także przez inne zewnętrzne środki, które Boża Opatrzność ustanowiła dla niesienia sobie wzajemnie pomocy. Stąd możecie zrozumieć, jak szlachetny i królewski jest sposób życia, któryście wybrali. Nie tylko wśród ludzi, lecz także wśród aniołów nie ma szlachetniejszego zajęcia nad oddawanie chwały swemu Stwórcy i prowadzenie do niego stworzeń w miarę ich możliwości.

[2. Korzyści wynikające z gorliwości]

Tak więc rozważajcie Waszej powołanie, by z jednej strony gorąco Bogu dziękować za tak wielkie dobrodziejstwo, a z drugiej prosić go o szczególną pomoc, aby móc temu powołaniu odpowiedzieć, a siebie wspomagać przez zapał i pilność, które Wam są konieczne do osiągnięcia tak wzniosłych celów. Lenistwo, ospałość i niechęć do nauki i innych dobrych czynności podjętych z miłości naszego Pana, Jezusa Chrystusa, uważajcie za sprzysiężonych nieprzyjaciół Waszego celu.

Dla ożywienia własnej gorliwości niech każdy ma przed oczyma nie tych, którzy jego zdaniem są mniej gorliwi, lecz tych, którzy są bardzo gorliwi i pilni. Nie dajcie się wyprzedzać synom tego świata, którzy z większą troskliwością i pilnością szukają rzeczy doczesnych niż Wy wiecznych. Wstydźcie się, że biegną oni szybciej do śmierci niż Wy do życia. Uważajcie się za ludzi bardzo przeciętnych, jeśliby się okazało, że jakiś dworzanin z większą pilnością służy w celu pozyskania sobie względów ziemskiego księcia, niż Wy dla pozyskania sobie względów Władcy niebieskiego, lub że jakiś żołnierz przygotowuje się i walczy dzielniej o chwałę zwycięstwa i łup, niż Wy o zwycięstwo i tryumf nad światem, szatanem i samymi sobą, a równocześnie o Królestwo Boże i wieczną chwałą.

Nie bądźcie więc, na miłość Boga, ani opieszali, ani obojętni. Mówi się bowiem, że „łuk łamie się wskutek zbytniego napięcia, duch natomiast przez zbytnie odprężenie”[2], a według Salomona „dusza pracujących będzie obficie nasycona” (Prz 13, 4). Starajcie się podtrzymywać w sobie święty i roztropny zapał tak w nauce, jak i w zdobywaniu cnót. W jednej i drugiej dziedzinie bowiem więcej wart jest jeden intensywny akt niż tysiąc ospałych, a to, czego leniwy nie osiąga przez wiele lat, pilny osiąga zwykle w krótkim czasie.

W dziedzinie nauki widać jasno różnicę między pilnym a niedbałym. Ta sama różnica istnieje, gdy chodzi o zdobywanie cnót i o zwyciężanie namiętności i słabostek, którym podlega nasza natura. Jest rzeczą pewną, że gnuśni nie walcząc z sobą, późno albo nigdy nie osiągają pokoju duszy ani pełni jakiejś cnoty, podczas gdy odważni i pilni w krótkim czasie bardzo postępują w jednym i drugim.

Doświadczenie uczy, że radość, jaką można osiągnąć w tym życiu, nie jest udziałem leniwych, lecz gorliwych w służbie Bożej. I słusznie; usiłując bowiem zwyciężyć samych siebie i pokonać miłość własną, usuwają wraz z nią korzenie namiętności i wszelkich udręk; zdobywając zaś dobre nawyki, dochodzą łatwo i radośnie do działania zgodnego z nimi w sposób prawie naturalny.

Rozważając zaś rzecz niejako od strony Boga, najłaskawszego Pocieszyciela, przygotowują się przez to samo na przyjęcie jego świętych pociech według słów Pisma Św.: „Zwycięzcy dam manny ukrytej” (Ap 2, 17). I na odwrót, gnuśność sprawia, że życiu towarzyszą ciągłe udręki, gdyż nie usuwa miłości własnej, która jest ich przyczyną, ani nie zasługuje sobie na względy Boże. Dlatego powinniście się bardzo zachęcać do wysiłku w Waszych chwalebnych ćwiczeniach. Z tej świętej gorliwości odniesiecie korzyść już tu na ziemi nie tylko w dziedzinie Waszego uświęcenia, lecz nadto w zadowoleniu z obecnego życia.

Gdy zaś rozważacie nagrodę życia wiecznego – co często powinniście robić – to z łatwością przekona Was św. Paweł, że „utrapień teraźniejszych ani porównywać nie można z przyszłą chwałą, która się w nas objawi” (Rz 8, 18), ponieważ „obecne nasze utrapienie, lekkie i przemijające, sprawuje w nas chwałę wiekuistą niezmiernej wagi” (2 Kor 4, 17).

Skoro odnosi się to do każdego chrześcijanina, który czci Boga i służy mu, to możecie zrozumieć, jak wielka będzie Wasza nagroda, jeżeli odpowiecie naszemu sposobowi życia, który polega nie tylko na służbie Bogu dla Waszego własnego dobra, lecz także na pociąganiu wielu innych do jego służby i czci. O takich bowiem mówi Pismo Św.: „Ci, którzy prowadzą innych do sprawiedliwości, będą świecić jak gwiazdy na wieki wieczne” (Dn 12, 3). Słowa te powinni zastosować do siebie ci, którzy zabiegają gorliwie o wypełnienie swego obowiązku i to zarówno gdy chodzi o władanie bronią duchową w przyszłości, jak i o wcześniejsze jej przygotowanie. Jest bowiem rzeczą pewną, że nie wystarcza sama tylko znajomość dzieł z natury dobrych. „Przeklęty, kto niedbale spełnia dzieło Pańskie” (Jer 48, 10), powie sam Jeremiasz. Św. Paweł natomiast mówi: „Wielu biegnie w zawody, ale tylko jeden otrzymuje nagrodę”  (1 Kor 9, 24), oraz: „Kto staje do zapasów, otrzymuje wieniec tylko wtedy, gdy walczył zgodnie z przepisami” (Por. 2 Tym 2, 5), to jest, gdy zadaje sobie wiele trudu.

[3. Wielorakie dobrodziejstwa otrzymane od Boga]

Przede wszystkim jednak chciałbym, by Was do tego pobudzała czysta miłość Jezusa Chrystusa i pragnienie jego czci oraz zbawienia dusz, które odkupił. Jesteście przecież jego żołnierzami w tym Towarzystwie w sposób szczególny i za szczególną zapłatą. Mówić „szczególny”, gdyż istnieje wiele innych ogólnych powodów, które z pewnością bardzo Was zobowiązują do starania się o jego część i służbę. Zapłatą zaś jego jest cały porządek naturalny: to, czym jesteście i co posiadacie. On dał Wam istnienie i życie i zachowuje Was w nim, wszystkie władze, doskonałości duszy i ciała oraz dobra zewnętrzne. Zapłatą są także dary duchowe jego łaski, którymi tak wspaniałomyślnie i dobrotliwie Was uprzedził i którymi nadal Was ubogaca, mimo że sprzeciwiacie się mu i buntujecie się przeciw niemu. Zapłatą ponadto są nieocenione dobra jego chwały, które Wam przygotował i obiecał bez żadnej własnej korzyści. On też udziela Wam wszelkich skarbów swej szczęśliwości, abyście przez wzniosłe uczestnictwo w jego Bożej doskonałości byli tym, czym on jest ze swej istoty i natury. Zapłatą jest wreszcie cały wszechświat i wszystkie byty materialne i duchowe, które się w nim znajdują. Do naszej służby bowiem przeznaczył nie tylko to, co istnieje pod niebem, lecz także cały swój wzniosły dwór, nie wyłączając żadnej z niebiańskich hierarchii, które są „duchami przeznaczonymi do usług... tym, którzy mają posiąść zbawienie” (Por. Hbr 1, 14). I jak gdyby mu nie wystarczała cała ta zapłata, sam stał się zapłatą dając się nam jako brat w naszym ciebie, jako cena naszego zbawienia na krzyżu oraz jako posiłek i towarzysz naszej pielgrzymki w Eucharystii (Por. św. Tomasz z Akwinu, Hymn: Verbum supernum prodiens, 4 strofa). Jakże zły jest żołnierz, któremu taka zapłata nie wystarcza, by go skłonić do pracy ku czci takiego władcy! Jest bowiem rzeczą pewną, że jego majestat w celu zobowiązania nas do pragnienia tej chwały i starania się o nią z większą gorliwością zechciał nas uprzedzić tymi tak nieocenionymi i kosztownymi dobrodziejstwami, pozbawiając w pewien sposób swą najdoskonalszą szczęśliwość jej dóbr, by nas uczynić ich uczestnikami i przyjmując wszystkie nasze nędze, by nas od nich uwolnić. Zechciał być sprzedany, by nas wykupić; zniesławiony, by nas wsławić; ubogi, by nas ubogacić. Przyjął śmierć tak pełną hańby i męki, aby nas obdarzyć nieśmiertelnym i szczęśliwym życiem. Jakże niezmiernie niewdzięczny i zatwardziały jest ten, kto wobec takiego stanu rzeczy nie uznaje swego wielkiego obowiązku gorliwej służby i starania się o chwałę Jezusa Chrystusa.

[4. Opłakany stan tylu dusz i trudna sytuacja w świecie]

Jeśli uznajecie swe zobowiązanie i pragniecie poświęcić się pomnażaniu tej jego czci, to [pamiętajcie, że] żyjecie w czasie, w którym jest rzeczą ze wszech miar konieczną czynami udowodnić to Wasze pragnienie. Patrzcie, gdzie dzisiaj Boski Majestat doznaje czci! Gdzie szanuje się jego niezmierzoną wielkość? Gdzie poznaje się mądrość i nieskończoną dobroć? Gdzie okazuje się posłuszeństwo jego najświętszej woli? Z wielką natomiast przykrością zobaczcie, jak wszędzie zapoznaje się jego święte Imię, lekceważy się je i przeklina, odrzuca się jego naukę, jego przykład idzie w zapomnienie. Cena jego krwi w pewien sposób marnuje się z naszej winy, gdyż tak niewielu z niej korzysta. Patrzcie również na Waszych bliźnich jako na obraz Trójcy Przenajświętszej, powołanych do uczestnictwa w jej chwale. Im właśnie służy wszechświat. Patrzcie na członki Jezusa Chrystusa odkupione przez tak wielkie cierpienia, hańbę, i krew jego. Patrzcie – powtarzam – w jak wielkiej znajdują się nędzy, w jak wielkich ciemnościach niewiedzy, w jak wielkim zamęcie pragnień, próżnych obaw i innych namiętności. Atakowani przez tak potężnych nieprzyjaciół, widzialnych i niewidzialnych, ryzykują utratę nie majątku lub życia doczesnego, lecz Królestwa Bożego i wiecznej szczęśliwości oraz popadnięcie w straszliwe nieszczęście wiecznego ognia.

Streszczając w kilku słowach powiem, że gdybyście dobrze rozważyli, jak wielki jest Wasz obowiązek zabiegania o część Jezusa Chrystusa i o zbawienie bliźnich, zdalibyście sobie sprawę, jak konieczne jest Wam przygotowanie z wszelkim wysiłkiem i pilnością, by się stać odpowiednimi do tego celu narzędziami łaski Bożej; i to tym bardziej, że tak  niewielu jest dziś pracowników, którzy nie szukają swego, lecz tego, co jest Jezusa Chrystusa (Por Flp 12, 1). Dlatego tym więcej powinniście się wysilać, by uzupełnić to, w czym inni zawodzą, ponieważ Bóg udziela Wam tak szczególnej łaski w tym powołaniu i w tych zamiarach.

[Część II: Konieczność wystrzegania się nieroztropnej gorliwości
5. Szkody wynikające z nieroztropnej gorliwości]

To, co dotychczas powiedziałem, by zbudzić śpiącego i zachęcić do szybszego biegu opieszałego i marudera, nie powinno być okazją do popadnięcia w drugą skrajność: w nieroztropną gorliwość. Przyczyną chorób ducha jest nie tylko chłód, np. oziębłość, lecz także gorąco, np. nieumiarkowana gorliwość. „Niech wasza służba będzie rozumna” – pisał św. Paweł (Por. Rz 12, 1), ponieważ wiedział, iż prawdą jest to, co mówi psalmista: „Majestat królewski miłuje sąd” (Ps 98, 4), to znaczy roztropność. Księga Kapłańska wyrażała tę samą myśl przez takie podobieństwo: „Przy wszelkiej obiacie twojej ofiarujesz sól”  (Kpł 2, 13). I rzeczywiście nieprzyjaciel – jak mówi św. Bernard – nie posługuje się żadnym podstępem bardziej skutecznym do usunięcia z serca prawdziwej miłości niż tym, że sprawi, by postępowano nierozważnie i niezgodnie z rozsądkiem (Św. Bernard, Sermones in Cantica, sermo 19, 7; PL 183, 866 D.) Powiedzenie filozofa: „Bez przesady!” (Pittakos) – należy stosować do wszystkiego, nawet do samej sprawiedliwości. Czytacie bowiem w księdze Eklezjastesa: „Nie bądź zbyt sprawiedliwy” (Ekl 7, 17). Wskutek braku umiaru dobro zamienia się w zło, a cnota w wadę. Wynika też z tego wiele trudności przeciwnych zamiarom tego, który tak postępuje.

Po pierwsze, nie może on służyć Bogu długo i wytrwale. Koń przemęczony w pierwszych dniach podróży zwykle jej nie kończy; co więcej, zazwyczaj jest rzeczą konieczną, by inni zajęli się jego leczeniem.

Po drugie, to, co się osiąga ze zbytnim pośpiechem, nie jest zwykle trwałe, bo jak mówi Pismo Św.: „Majątek prędko nabyty, umniejszy się” (Prz 13, 11). I nie tylko umniejsza się, lecz jest przyczyną upadku zgodnie z Pismem Św.: „Kto prędkich jest nóg, potknie się” (Prz 19, 2), a upadek jest tym niebezpieczniejszy, im większa jest wysokość; spadający bowiem zatrzymuje się dopiero na samym dole drabiny[3].

Po trzecie, nie zwraca się uwagi na to, by uniknąć niebezpieczeństwa nadmiernego obciążenia barki. Wprawdzie jest niebezpiecznie płynąć barką bez obciążenia, ponieważ fale będą nią rzucać, ale jeszcze bardziej niebezpiecznie jest obciążać ją tak dalece, że prawie tonie.

Po czwarte, zdarza się, że krzyżując starego człowieka, krzyżuje się także i nowego, który wskutek osłabienia nie może praktykować cnót. Według św. Bernarda przez taki brak umiaru giną cztery rzeczy: „Ciało traci sprawność, duch zapał, bliźni przykład, a Bóg chwałę”[4]. Stąd wyciąga wniosek, że kto w ten sposób poniewiera żywą świątynię Boga, ten postępuje świętokradzko i w sposób karygodny. Św. Bernard mówi, że tacy pozbawiają bliźniego przykładu, ponieważ upadek pociąga za sobą zgorszenie itd. Dają więc zgorszenie innych według cytowanego właśnie św. Bernarda, który dlatego nazywa ich niszczycielami jedności i nieprzyjaciółmi pokoju. Fakt upadku jednego przestrasza wielu i studzi ich w postępie duchownym. Im samym zaś zagraża niebezpieczeństwo pychy i próżnej chwały, ponieważ własny sąd stawiają ponad sąd wszystkich innych lub przynajmniej przywłaszczają sobie to, co do nich nie należy, gdy czynią się sędziami swoich spraw, co przecież słusznie podlega przełożonemu.

Prócz wymienionych istnieją jeszcze inne przeszkody, np. w wypadku tych, którzy tak bardzo obciążają się orężem, że nie mogą się nim posługiwać, jak Dawid w zbroi Saula; lub gdy stosuje się ostrogi zamiast cugli w wypadku konia, który i tak już jest porywczy. Stąd też konieczny jest w tej dziedzinie rozsądek, który by praktykowanie cnót utrzymywał między dwiema skrajnościami. Słusznie ostrzega św. Bernard: „Nie zawsze należy wierzyć dobrej woli, lecz należy ją powstrzymywać i kierować nią, zwłaszcza u początkującego”[5], aby nie był złym dla siebie ten, kto chce być dobrym dla innych: „Kto jest zły dla siebie, dla kogóż będzie dobry?” (Syr 14, 5).

[6. Posłuszeństwo jako środek do osiągnięcia roztropnego umiaru; troska o pomnażanie miłości braterskiej]

Jeśli roztropny umiar wydaje się Wam rzadkim ptakiem i rzeczą trudną do osiągnięcia, starajcie się przynajmniej zastąpić go posłuszeństwem, którego rada będzie pewna i bezpieczna[6]. Ale gdyby ktoś chciał iść raczej za własnym zdaniem, niech posłucha tego, co na ten temat mówi św. Bernard: „Cokolwiek się czyni bez woli i zgody ojca duchownego, będzie uznane za objaw próżnej chwały, a nie za powód do nagrody”[7]. Niech też pamięta, że według Pisma Św. „sprzeciwiać się jest złem bałwochwalstwa, a nie słuchać – grzechem wróżbiarstwa”[8].

Tak więc, by zachować środek między dwiema skrajnościami: oziębłością i nieroztropną gorliwością, omawiajcie Wasze sprawy z przełożonymi i stosujcie się do wskazań posłuszeństwa. Jeśli odczuwacie wielkie pragnienie umartwienia, zaspokajajcie je raczej przez opanowanie Waszej woli i poddanie Waszego sądu pod jarzmo posłuszeństwa niż przez osłabianie i trapienie ciała bez należytego umiaru, zwłaszcza teraz w czasie studiów.

Nie chciałbym jednak, byście na podstawie tego wszystkiego, co napisałem, myśleli, że nie pochwalam pewnych Waszych umartwień, o których mnie powiadomiono. Wiem, że te i inne szaleństwa są święte i że stosowali je święci dla własnego postępu. Są one pożyteczne w celu zwyciężenia samego siebie i otrzymania obfitszych łask, zwłaszcza w początkach. Kto jednak już bardziej panuje nad miłością własną, dla tego uważam za lepsze to, co napisałem o trzymaniu się roztropnego umiaru bez usuwania się spod posłuszeństwa, które Wam bardzo gorąco polecam. Polecam Wam także i tę cnotę, która zawiera w sobie wszystkie inne i którą tak bardzo ceni Jezus Chrystus, nazywając przykazanie odnoszące się do niej swoim własnym przykazaniem: „To jest przykazanie moje, abyście się wzajemnie miłowali” (J 15, 23). Jedność i ustawiczną miłość zachowujcie nie tylko między sobą, lecz ogarniajcie nią wszystkich i starajcie się rozpalić w sobie gorące pragnienie zbawienia bliźnich w przekonaniu, że każdy z nich jest tak cenny jak krew i życie Jezusa Chrystusa, bo rzeczywiście tyle kosztowali. Z jednej strony więc pracując nad Waszym wykształceniem, a z drugiej potęgując miłość braterską staniecie się w pełni narzędziami i współpracownikami łaski Bożej w tym najwyższym dziele prowadzenia stworzeń do Boga, ich najwyższego celu.

[Część III: Sposoby, przy pomocy których odbywający studia mogą nieść pomoc bliźnim]

Nie sądźcie, że w okresie studiów jesteście bezużyteczni dla bliźniego. Poza tym, że przynosicie korzyść sobie, jak tego wymaga uporządkowana miłość, zgodnie z Pismem Św.: „Zmiłuj się nad duszą swoją podobając się Bogu” (Syr 30, 24), w różnoraki sposób służycie czci i chwale Boga.

[7. Ofiarowanie pracy Bogu]

Po pierwsze, przez obecną pracę oraz intencję, z jaką podejmujecie ją i kierujecie całkowicie ku zbawieniu bliźnich. Kiedy żołnierze zajmują się przygotowaniem broni i amunicji do czekającej ich wyprawy, nie można powiedzieć, że ich praca nie jest w służbie władcy. I nawet gdyby śmierć zamknęła komuś z Was drogę, zanim zacznie na zewnątrz pracować dla bliźnich, nie znaczyłoby to wcale, że nie służył im przez trud swego przygotowania. Oprócz wspomnianej intencji każdy powinien ofiarować się codziennie Bogu za bliźnich. Jeżeli Bogu spodoba się przyjąć tę ofiarę, będzie mógł być narzędziem do wspomagania bliźniego nie mniej niż kazania i spowiedzi.

[8. Zdobywanie cnót koniecznych w przyszłej pracy apostolskiej]

Drugim sposobem jest dążenie do osiągnięcia coraz wyższego stopnia cnoty i dobroci, ponieważ w ten sposób staniecie się zdolni uczynić bliźnich takimi ludźmi, jakimi sami jesteście. Sposób, który z woli Bożej istnieje przy powstawaniu rzeczy materialnych, w odpowiedniej proporcji znajduje zastosowanie także w rzeczach duchownych. Filozofia i doświadczenie wskazują nam, że przy rodzeniu człowieka lub innego bytu żyjącego poza przyczynami ogólnymi, jak niebo, wymagana jest przyczyna czyli czynnik bezpośredni tego samego gatunku, posiadający tę samą formę, którą chce przekazać innemu bytowi. Stąd mówi się, że „słońce i człowiek rodzą człowieka”[9]. W ten sam sposób, by przekazać innym pokorę, cierpliwość, miłość itd., Bóg chce, by przyczyna bezpośrednia, którą się posługuje jako narzędziem, a jest nim kaznodzieja lub spowiednik, odznaczała się pokorą, cierpliwością i miłością. Tak więc – jak powiedziałem – robiąc postępy we wszelkiej własnej cnocie służycie w wysokim stopniu także i bliźnim. Przez życie cnotliwe przygotowujecie narzędzie bardziej zdatne do udzielania im łask niż przez naukę, chociaż doskonałe narzędzie wymaga jednego i drugiego.

[9. Dobry przykład]

Trzecim sposobem wspomagania bliźnich jest dobry przykład życia. W tym względzie – jak Wam mówiłem – dzięki łasce Bożej dobra opinia o Was rozszerza się i przynosi zbudowanie nawet w innych krajach poza tym królestwem. Mam nadzieję, że sprawca wszelkiego dobra będzie i nadal powiększał w Was swe dary, by wraz z Waszym postępem we wszelkiej doskonałości wzrastała także z każdym dniem Wasza, nie szukana nawet przez Was, dobra opinia i wynikające z niej zbudowanie.

[10. Święte pragnienia i modlitwy]

Czwarty sposób wspomagania bliźnich ma bardzo szeroki zakres i polega na świętych pragnieniach i modlitwach. Mimo że nauka nie pozwala Wam na długie modlitwy, to jednak przez pragnienia może okupić brak czasu ten, kto ze wszystkich swoich zajęć czyni nieustanną modlitwę, podejmując je jedynie dla służby Bożej. Wśród siebie macie zapewne ludzi, z którymi możecie szczegółowo omówić te i inne sprawy. Z tego powodu mógłbym był sobie podarować część tego listu. Ponieważ jednak pisuję do Was tak rzadko, chciałem więc tym razem nacieszyć się Wami pisząc Wam tak obszernie.

[Zakończenie]

Tyle na razie. Błagam tylko Boga, naszego Stwórcę i Odkupiciela, żeby tak, jak zechciał udzielić Wam tej wielkiej łaski powołując Was i dając Wam szczerą wolę do poświęcenia się całkowicie jego służbie, by także zechciał podtrzymywać i pomnażać w Was swoje dary; abyście zawsze trwali i wzrastali w jego służbie ku większej jego czci i chwale oraz w celu niesienia pomocy jego świętemu Kościołowi.

Rzym, 7 maja 1547 r.

Wasz w Panu naszym

Ignacy


[1] Magister Szymoan – o. Szymon Rodriguez, ówczesny prowincjał portugalski. Santa Cruz – o. Marcin de Santa  Cruz. Od 1544 r. był rektorem kolegium w Coimbrze († 1548).
[2] Św. Grzegorz Wielki, Moralia, ks. 28, r. II, n. 29; PL 76, 465 A; św. Tomasz z Akwinu, Summa teologiczna, IIa IIae, qu. 168, a.2.
[3] Wyrażenie jest przysłowiem w języku hiszpańskim.
[4] Epistola seu Tractatus ad Fratres de Monte Dei. Traktat ten przypisywano dawniej św. Bernardowi. Obecnie uważa się go za dzieło Wilhelma de Saint-Thierry
[5] Tamże, ks. I, r. 9, n. 25; PL 184, 324 A.
[6] Por. św. Bernard, Sermo 3 in Circumcisione n. 11; PL 183, 142 B. Św. Bernard powołuje się tu na poetę rzymskiego, Juwenalisa, sat. VI, 165.
[7] Św. Bernard, Sermones in Cantica, sermo 19, n. 7; PL 183, 866 B. Św. Bernard cytuje tu regułę św. Benedykta, r. 49.
[8] Por. 1 Sm 15, 23.
[9] Por. św. Tomasz z Akwinu, Summa teologiczna, I, qu. 76, a. 1. Św. Tomasz cytuje „Fizykę” Arystotelesa, r. 2, 11. Według poglądów Arystotelesa i zwolenników dawniejszej szkoły scholastycznej gwiazdy (causae coelestes) stanowiły pierwsze i ogólne przyczyny współdziałające przy powstawaniu nowego życia (causae primae et universales generationis).